"Land of Lincoln"
Cozy Drive In w Springfield Illinois serwuje opatentowane, jedyne w swoim rodzaju hot-dogi - parówki na patyku w cieście kukurydzianym, zwane cozy dogs.
Pomysłodawcą tego przysmaku (są pyszne!) był właściciel knajpki, dziś już nieżyjący Edwin Waldmire. Cozy dog wymyślił tuż po wyjściu z wojska, w którym dzielnie służył krajowi. Na tę nietypową potrzebę skonstruował specjalne narzędzia, które oglądać można na ścianach baru. Co całkiem niespotykane, w barze jest też znaczących rozmiarów biblioteczka, z wieloma książkami z dziedziny filozofii, jako pamiątka po Edwinie i jego żonie Virgini. Jednym z synów Edwina był Bob Waldmire (pamiętacie początek naszej trasy i tablice pamiątkową w hołdzie Bobowi na molo Santa Monica?). Jego rysunki wiszą na ścianach Cozy Drive In.
Dzisiaj bar prowadzi wnuk Edwina Josh Waldmire wraz z bratem (Bob Waldmire to ich wujek). Z dumą i skromnością kontynuuje tradycję rodzinnego biznesu.
Springfield to miasto Abrahama Lincolna – mieszkał tu i pracował w latach 1837 – 1861 i stąd wyjechał do Waszyngtonu, aby objąć stanowisko 16. z kolei prezydenta. Można tu zwiedzić jego dom oraz biuro, w którym odbywał praktykę adwokacką. Wszystko to w zacisznych zielonych uliczkach wyłączonych z normalnego ruchu drogowego.
Lincoln zniósł niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych. To za jego prezydentury wybuchła i zakończyła się wojna secesyjna pomiędzy Północą (Unią) a Południem (Konfederatami). Plantatorzy na Południu wykorzystywali czarnych niewolników głównie na polach bawełny jako tanią siłę roboczą. Na szczęście przegrali i niewolnictwo zostało zniesione.
To właśnie tu w Springfield w 2007 roku Barack Obama symbolicznie ogłosił swoją kandydaturę na prezydenta USA. Jest 44. prezydentem i pierwszym czarnoskórym na tym stanowisku.
I to tutaj stoi grób Lincolna – wielka budowla z postaciami walczących żołnierzy. Lincoln zmarł po objęciu drugiej kadencji, w wyniku zamachu przez fanatycznego zwolennika Południa i niewolnictwa. Zaatakowany został w loży teatru przez jednego z aktorów, który po tym czynie zeskoczył na scenę i zakrzyknął „Śmierć tyranom”.
Shea’s Gas Station Museum w Springfield, niestety „chwilowo” od dwóch lat zamknięte. Stacja benzynowa i warsztat samochodowy, zamienione później w muzeum, prowadzone były przez ojca obecnego właściciela od 1946 roku. W tej chwili muzeum wystawione jest na sprzedaż. Fajnie chociaż, że Bill Shea chce sprzedać je w całości, co oznacza kontynuację tego wspaniałego miejsca.
A znaleźć tu można najróżniejsze różności związane z Route 66 i amerykańską motoryzacją. I to właśnie tu i dzięki temu, że muzeum jest nieczynne już od dwóch lat, doceniłam inne tego typu miejsca na trasie. W tym gąszczu rupieci i zabytków – stojących, leżących i wiszących, w tej chwili trochę już bez ładu i składu – widać jak dużo pracy i zdolności, wręcz artystycznych, wymaga takie muzeum. W wielu wcześniejszych miejscach wydawało się, że panuje lekki chaos, że to prawie złomowiska, tyle że pełne uroku i wywołujące emocje. Tu zobaczyłam, że były to wypracowane, zadbane i ze świadomym zamiarem tak właśnie zaaranżowane miejsca.
Billy kiedyś tylko pomagał ojcu, przychodził co sobotę do muzeum i poznawał tu wielu ludzi. Gdy przeszedł na emeryturę zaczął przychodzić codziennie i przejął opiekę nad muzeum. Dziś, ze względu na wiek, zależy mu, aby ktoś młody kontynuował tę spuściznę.
Ojciec Billa podobno zawsze chciał zwiedzić Europę. Ale, jak mawiał, właściwie po co, skoro cały świat przyjeżdżał do niego?
Największy na świecie kryty powóz, powożony przez samego Abrahama Lincolna, w mieście Lincoln Illinois, to kolejna atrakcja wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa. O tym, jak dużo szczęścia mieliśmy w tej podróży, świadczy choćby ten fakt – twórcę tego rekordowego wozu spotkaliśmy chwilę wcześniej całkiem przypadkowo w Springfield przed Cozy Drive In. Właśnie tamtędy przechodził, zorientował się, że jedziemy Route 66, upewnił się, że zmierzamy na wschód, i powiedział nam, że koniecznie musimy zobaczyć jego dzieło w Lincoln. Był z tego bardzo dumny i zadowolony. Takie fajne spotkania czekają Was na Drodze!
Tall Paul the Muffler Man, czyli wielka postać z wielkim hot-dogiem w dłoniach, w Atlancie Illinois. Takich postaci jest więcej przy Route 66. Zwykle stanowią reklamę warsztatu lub baru stojącego tuż obok. Pomysł wziął się od Paula Bunyan – legendarnego drwala, silnego i zdolnego olbrzyma. Statuy na jego wzór, dzierżącego siekierę, pojawiły się w całych Stanach Zjednoczonych. Z czasem zaczęto stawiać podobne postaci, ale już z np. tłumikami (z ang. muffler) lub oponami samochodowymi, które reklamowały przydrożne warsztaty. Aż w końcu powstały „wariacje na temat” – następna w Wilmington.
W muzeum Route 66 w Pontiac w centralnym miejscu stoi Volkswagen Bus Boba Waldmire, a na parkingu na tyłach muzeum jego półciężarówka Chevrolet z drewnianą nadbudową – obydwoma pojazdami poruszał się ten znany i lubiany hippis artysta, jeżdżąc przez większą część swojego życia po całej Route 66. Busa ciągnął na holu, a gdy dojeżdżał do miejsca, przez które nie był w stanie przejechać swoim „domem”, odpinał go i ruszał nim dalej.
W muzeum na piętrze zaaranżowano całe mieszkanie z lat 50. – 60. z autentycznymi meblami, sprzętem grającym i urządzeniami kuchennymi z tamtych lat.
Oryginalne murale w Pontiac zwiedzaliśmy ze specjalną mapką w ręku, która kierowała nas na właściwe ulice, a znaki stóp na chodnikach wskazywały na odpowiednie budynki, na których można podziwiać te wielkie ścienne malowidła.
Ślicznie odnowiona, mała i bardzo stara stacja benzynowa Standard Oil Co. w Odell Illinois.
Kolejna motoryzacyjna niespodzianka przy Drodze – dystrybutory paliwowe Shella w Dwight Illinois. Czy dlatego, że Shell jest koncernem europejskim (brytyjsko – holenderskim) to stąd włoskie Ferrari namalowane na ścianie?
W Dwight znaleźliśmy jeszcze jedną stację – Ambler’s Texaco Gas Station, też odnowioną, ale już nie taką „cute”, jak mawiają Amerykanie, jak te wcześniejsze (zwłaszcza mówią tak amerykańskie nastolatki – cute to z am. coś słodko-uroczego).
Polk-A-Dot Drive Inn w Braidwood Illinois znakomity, choć prosty bar w stylu lat 50. Z m.in. bohaterami Blues Brothers na zewnątrz przy podjeździe...
...oraz łazienką damską całą obwieszoną zdjęciami Presleya i łazienką męską całą obwieszoną zdjęciami Marilyn Monroe w środku. Na każdym stoliku stoi malutka szafa grająca, do której można wrzucić monetę i puścić ulubioną piosenkę.
Gemini Giant w Wilmington Illinois to kolejny Muffler Man. Stoi przy knajpce Launching Pad (co z ang. oznacza płytę wyrzutni rakietowej). Stąd w rękach ponad 8-metrowego olbrzyma rakieta. A jego nazwa pochodzi od programu lotów kosmicznych NASA, realizowanego w latach 1963 – 1966 (restaurację otworzono w 1965 roku), który jako pierwszy obejmował wyjście astronautów w przestrzeń kosmiczną. Gemini po łacinie znaczy bliźnięta, a wykorzystywany w programie statek – kapsuła był dwuosobowy.
Lodziarnia Rich & Creamy w Joliet Illinois, gdzie serwują ogromne porcje pysznych lodów z najprzeróżniejszymi dodatkami.
A po drugiej stronie ulicy Dick’s on Route 66 – pomoc drogowa i serwis samochodowy. Pomimo, że działają głównie w trasie, siedzibę udekorowaną mają jak się patrzy! (A patrzy się fajnie konsumując w tym czasie i widoki i pyszne lody z lodziarni na przeciwko.)
Niestety, zbliża się koniec naszej podróży, dojechaliśmy do Chicago. Wielkie, piękne „wietrzne miasto” (rzeczywiście wieje tam strasznie), ale co z tego, jeśli jest już po wszystkim...?
Wielka srebrna rzeźba Cloud Gate, czyli metalowa fasolka – brama wejściowa do Parku Millenium.
Nietypowa sala koncertowa na wolnym powietrzu Jay Pritzker Pavilion, projektu Franka Gehry’ego, w Millenium Park.
Crown Fountain to dwa bloki, tonące w fontannie, z wyświetlającymi się w trybie led twarzami mieszkańców Chicago.
The Loop, czyli tzw. Pętla to centrum miasta zamknięte linią kolei naziemnej. Częsty kadr na amerykańskich filmach kręconych w Chicago.
Navy Pier to molo nad jeziorem Michigan z licznymi atrakcjami, restauracjami, rejsami statkiem itp. W oddali po prawej widać budynek John Hancock Center z obserwatorium 360 st. i najszybszą w USA windą jadącą z prędkością 33 km/h.
Przed nami wyłania się z gąszczu wieżowców Willis Tower (niegdyś Sears Tower, wybudowany w latach 70. ubiegłego wieku) – najwyższy budynek w mieście, a do 1997 roku najwyższy budynek świata. Ma 110 pięter i w USA swoją wysokością ustępuje tylko ukończonemu w 2013 roku One World Trade Center. Na 103 piętrze znajduje się wejście na Skydeck, którego częścią są The Ledge trzy szklane(!) balkony. Przypuszczam, że niektórzy muszą tam wchodzić na kolanach...
Water Tower, i na przeciwko niej stacja pomp, to jedyne obiekty, które przetrwały Wielki Pożar w 1871 roku.
Nad jeziorem Michigan spędzać czas można prawie jak nad morzem. Długo ciągnące się miejskie plaże (jedna z nich wydzielona specjalnie dla psów), tereny rekreacyjne i sportowe – tu nie czuć powiewu wielkiego miasta. Czuć jednak mocny powiew od wody.
Kultowa restauracja Lou Mitchell’s – jeśli startujesz na Route 66 właśnie z Chicago, koniecznie rozpocznij podróż od śniadania w Lou Mitchell’s.
Ale my przecież kończyliśmy w Chicago swoją wielką podróż po całej Route 66. Dotarliśmy więc ostatecznie na Jackson Boulevard.